Kilometrów około 1000.
Status alko - chyba ze dwa piwa...
Relacja below:
Zakończył się ciężki dzień pełen przygód. Usiądźcie i
poczytajcie co się działo a było tego sporo.
Poranek obudził nas pianiem koguta o 05.00 rano. Chwilę
później boczek skwierczał na patelni gotowy na przyjęcie jajek a pierwsze ludy
z zaspanymi oczami i mokrymi włosami zaczęły wyłazić z łazienki. Po kilku
przygodach z PKP dojechała do nas Magda i mogliśmy ruszać dalej. Zapakowaliśmy
jeszcze 5 chlebów z suwalskiej piekarni oraz wędzone polędwiczki z wędzarni
taty Bartoka. Pyyyszne i świeże.
Rozpoczął się dzień w którym przejechaliśmy przez pięć krajów
europy. Dokładnie 1000 kilka kilometrów.
Litwa przywitała nas wiosenną zielenią traw i rozkwitającymi
drzewami. Pierwsza myśl – jechać najszybciej jak się da, najdalej jak się da.
Ale nie można tego poczynić bez kawy. Przystanęliśmy po aromatyczną kawę,
której nam wszystkim bardzo brakowało. Wracamy z kawą, piękna pogoda, nastroje
dopisują. Pięknie jest :)
Przekręcony został kluczyk w stacyjce… … cisza. Kamper nie wydał dźwięku. Szybkie
dochodzenie – prądownica włączona, poszlaki, porzucona suszarka, orzeczenie
prokuratora – rozładowany akumulator. Nastąpiło postępowanie wyjaśniające
zakończone pouczeniem oraz naprawa szkody. Znaleźliśmy dwa inne akumulatory i
zanim poszliśmy po pomoc – wpadliśmy na genialny pomysł zlinkowania dwóch
akumulatorów znajdujących się pod siedzeniem… okazało się że połączyliśmy dwa
akumulatory podłączone równolegle do urządzeń w kabinie pasażerów… ok. Pierwsze
fiasko. Pomoc przyciągnęły dziewczyny.
I tutaj uwaga – jak przekazać w każdym
kraju niezależnie od języka – że mamy problem z rozruchem auta? Nie potrzeba
znać żadnych znaków ani słów. Wystarczy zabrać w rękę kable rozruchowe i
zbliżać się powoli do innych osób. Od razu wiedzą o co chodzi. Przyjechali dwaj
handlarze samochodów passatem. Widać po nich, że profeska. Wyjęli swoje kable.
Dostaję znak – kręcę… cisza. Dalej poprawki kabli… znak… kręcę… cisza. I tak
dwa razy jeszcze… Mina Bartoka powędrowała na „smutek”. Grubszy z gości wsiadł
do swojego auta – wkręcił na obroty, ja odpaliłem kampera, ku uciesze gawiedzi.
Wyskoczyliśmy z czterech piw dla dobroczyńców… ulga ogromna. Przygoda trwa
dalej. Chwilę później dotarliśmy na Łotwę.
Łotwa i brak płotów.
Generalnie Łotwa trasą, która nas prowadziła, nie urzekała,
ale zauważyliśmy, że brakuje ogrodzeń… gospodarstwa nie są ogrodzone. Zupełnie
inaczej niż w kraju.
W Estonii wypadł nam obiad. Poziom naszej wiedzy na temat
krajów, które mijamy, jest adekwatny do prędkości z jaką je mijamy, czyli
niewiele. Ale obiad… jechaliśmy wzdłuż wybrzeża Bałtyku, więc szybki zjazd w
boczną uliczkę. I po chwili wylądowaliśmy na parkingu zaraz na plaży nad
morskiej. Szybka akcja – krzesełka, stolik, barszczyk, herbatka, i obiadek.
Relaks, cisza, spokój. Chyba o to nam chodziło J mieliśmy
super wyczucie. A oczywiście będzie jeszcze lepiej, bo to dopiero początek.
W ostatnim wpisie dodałem, że jedziemy do Rygi. Kłamałem. To
chodziło o Tallin.
Docelowo wylądowaliśmy na promie w Tallinie.
Ale co się działo na promie dało nam obraz tego, co oznacza
życie w Skandynawii. Nasz kamper (oficjalnie 7 metrów, w rzeczywistości 8)
wjechał gładko na prom a na nim Skandynawowie z wózeczkami dla emerytów a na owych
wózeczkach – ogromne kartony piwa, wódki, wina, likierów. Tony alkoholu! Miałem
wrażenie, że jestem jedyną trzeźwą osobą na statku. Sceny dantejskie, gościu
kopie w kosz na śmieci i zaczyna się lać z konkubiną. Wpada ochrona i go
pacyfikuje. Potem ochrona gania za młodym, który rozrabia pod kiblami. Co się
dzieje… Nasi krajowi kibole to potulne
baranki w porównaniu z pasażerami promu Baltic Star.
Trochę zmęczeni ale kończymy kurs promem.
Wyjechaliśmy do Helsinek. Niestety musimy gnać na północ.
Miasto nam się bardzo spodobało i powiedzieliśmy, że zostawiamy sobie na
później na zwiedzanie. Całkiem przyjemnie było a wieczór zapowiadał się
znakomicie, dla mieszkańców, bo z promu zjechało kilka świeżych ton kolorowych
alkoholi.
Skończyłem kurs, stery przejął Bartok. Cel – 300km dalej.
Znaleźliśmy na ajfonie akustyczną płytę Zaz live. Nie mogę przestać słuchać.
Doskonała muzyka na trasę.
Winniśmy jesteśmy Wam Komentarz Geologiczno-Przyrodniczy,
czyli KGP.
Pola sandrowe w (wóda, dziwki, koks lasery to jest muza nowej
ery) wyściełające obszar od doliny Bugu aż do Grajewa urzekają prostotą form i
łagodnym spadkiem. Zastanawialiśmy się nad rolą ekosystemu natywnej puszczy
augustowskiej oraz szlaku wodnego Rospudy. Wszak to zielone płuca Podlasia.
Wieczorową porą dotarło do nas, że dolina, w której położone są Suwałki to po
prostu pradolina po lodowcowa ukształtowana przez front lądolodu miliony lat
temu. Pozostałością jest nitka rzeki – Czarnej Hańczy – morena czołowa, kemy,
jary, ozy z epoki zlodowacenia perybałtyckiego. Minęliśmy wiosnę. Zielone i
soczyste pola pszenicy zostały zastąpione przez zaorane połacie ziemskie
drugiej klasy bitumicznej, oczekujące na okres intensywnej wegetacji. Jadąc na
północ obserwujemy drzewostan iglasty i
mieszany. Drzewa liściaste – odporne buczyny oraz brzozy występują w coraz
bardziej karłowatych rozmiarach. Spodziewamy się, że niedługo będziemy obcować
z przyrodą, którą w kraju można spotkać na wysokości 1700m n.p.m. – np. na
Czerwonych Wierchach w Tatrach. Obecnie za oknem mijamy krajobraz, który jest
od setek tysięcy lat formowany przez lód.
Światło jest coraz bardziej miękkie i przyjemne. Poranki są
jasne i dzień zaczyna się o 04.00 rano. Z każdym kilometrem coraz bardziej
jesteśmy zauroczeni różnością i różnorodnością krajobrazu. I znowu – będzie
jeszcze lepiej. Wiemy to.
Ekipa śpi. Bartok prowadzi jednym okiem. Ja mu nawijam o
koparkach. Trzeba się zatrzymać i w końcu spać…
Nasz cel na następny dzień – Narvik.
Jebjeb jeeeebb
Poniżej nasz flagowy filmik, który towarzyszy nam zawsze i rozładowuje napięcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz