środa, 2 maja 2012

Day 3 Jivaskyle Narvik.

Jivaskyle - Narvik.

Dystans – 1000km Alko licznik – 4 piwa


To ostatni z dużych przelotów dojazdowych. Trochę już jesteśmy zmęczeni ciągłą jazdą. Ale to nie szkodzi bo czeka nas niedługo możliwość obcowania z naturą i przyrodą Lofotów. Jak my się cieszymy na te krajobrazy i monumentalne góry wyłaniające się z morza. A do tego czasu – proza życia. Spaliśmy z Bartokiem równo 4 godziny.











Jak jeszcze wszyscy spali – wyruszyliśmy do Narviku. Przed nami dokładnie 1000km przez Finlandię, Szwecję oraz Norwegię. Oczywiście ekipa obudziła się bardzo szybko i dołączyła do wspólnej jazdy. Przyjemność jazdy w Finlandii jest ogromna. Piękne trasy oraz widoki. Zatrzymaliśmy się na jednym z parkingów – ogromne zamarznięte jezioro, wokół puszcza, mały zajazd. Mimo mroźnego powietrza słońce sprawiało, że każdy z nas był bardzo pozytywnie naładowany energią. Wydaliśmy królewskie śniadanie – kanapeczki z polędwiczkami wędzonymi przez El padre Bartoka. No i ruszamy dalej. Za oknem pojawiły się krajobrazy zimowe. Pola zasypane śniegiem. Finlandia. Kraj wódki…

Garnek
Mieliśmy problem z garnkiem. Znaczy to co miało stanowić garnek do gotowania w odpowiednim rozmiarze było dużym sitkiem i nie nadawało się do gotowania obiadu dla całej drużyny. Szybka decyzja kolektywu – jedziemy po garnek i gotujemy w trasie. „Szybko kupię zwykły garnek za 2 Euro i jedziemy dalej...”. Do końca wierzyłem, że mi się mi się uda kupić tanio garnek… Kupiłem trochę droższy. Nikt nie wie do końca ile, ale to nie ma znaczenia – mamy garnek i na obiad dziś makaronik a i parówki będą miały się gdzie zagotować. Szczęście jedzenia posiłku razem jest ważniejsze od pieniędzy.



 Lekka monotonia 
Ada z Miśkiem powozili przez cztery godziny i szło im bardzo dobrze. Gaworzyli sobie słodko a my puściliśmy sobie filmik sensacyjny. Zasnęliśmy po 30 minutach. Byle do Norwegii. Problem z weba sto rozwiązał się sam. W pewniej chwili odwracam się i patrzę, (paczę) że załoga siedzi z tyłu w kocach. Na zewnątrz – 2 stopnie. W środku – 13. Trochę mało. Zaczyna się Przejąłem stery na końcówkę trasy. Wjechaliśmy w rejon fiordów i wspaniałych krajobrazów. Miękkie światło, niebo ze wszystkimi odcieniami niebieskości. Jechaliśmy jak zaczarowani. Lekka zabawa na zamarzniętym jeziorze. Dojazd do granicy Norwegii i następuje znowu zmiana otoczenia – wjechaliśmy około 21.30 a było jeszcze jasno. Dojazd do Narwiku zajmuje nam jeszcze dwie godziny a i tak wpadamy na kemping pod Narwikiem jeszcze gdy jest jasno. Po drodze jechaliśmy z szeroko otwartymi oczami – robię się bardzo ciekawie. A już szczególnie, gdy zobaczyliśmy ten most łączący dwie strony Fiordów. Zastanawiałem się jak wyglądało to miejsce w maju 1940 gdy toczyły się tutaj ciężkie walki o Narvik. To jeden z celów jutrzejszego zwiedzania. Zatankowaliśmy wodę, odmroziliśmy ręce, zrzuciliśmy brudną wodę z Kampera. Panowie udali się na stołówkę wypić piwo kończące dzień. Mi zajęło to 10 min. Głowa opadła mi bezwiednie na ramiona. Pora spać. Dziś w luksusie, bo na „Sexodromie” czyli na wyższej koi nad kabina kierowcy. Wprowadziliśmy rotację jeśli chodzi o miejsce do spania. Żeby było sprawiedliwie. Dość przyjemny sen nad fiordem.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz